|
www.bractworycerskiechzo.fora.pl Bractwo Rycerskie Chorągiew Ziemi Olkuskiej Grupa Rekonstrukcji Historycznej XII/XIIIw
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 21:53, 14 Lut 2017 Temat postu: Legendy Olkusza |
|
|
Dziś uroczewas zbiorem legend rodem z Olkusza no to zaczynamy. SKARBNIKU I MARCINIE MŁODSZYM (Olkusz)
Było to przy końcu XV wieku. Na terenie zwanym dzisiaj Starym Olkuszem, stał kościółek św. Jana otoczony murem obronnym i głęboką fosą, zawsze napełnioną wodą. Do kościółka prowadził most zwodzony. W tym czasie zjawił się w Starym Olkuszu gwarek z zagranicy, który zafrysztował place górnicze w pobliżu kościółka, a następnie otworzył kopalnię. Jak się zwał, nikt nie wiedział. Znano go tylko pod imieniem Pawła i wiedziano, że jest kawalerem. Po pewnym czasie ożenił się z córką miejscowego gwarka, której na imię było Elżbieta. Paweł rozszerzając swoją kopalnię, podjechał chodnikami aż pod fundamenty kościółka św. Jana, a nie zważając na to, że roboty górnicze mogą kościółkowi szkodzić i grozić ruiną, polecił robotnikom swoim bić chodnik pod kościółkiem. Robotnicy jednak odmówili .Rozeźlony tą odmową Paweł, postanowił sam prowadzić dalszą robotę. Zszedł pewnego dnia w podziemia i rozpoczął kopać. Po pewnym czasie wracając na powierzchnię, zabłądził w labiryncie chodników, nie mogąc trafić do erszybu. Długo błądził tu i tam. W lampce zabrakło już oleju, głód i zmęczenie ogromnie mu dokuczały, a w dodatku przejmował go paniczny strach. W pewnej chwili osłabł zupełnie, osunął się na dno chodnika i zasnął. Jak długo spał, nie wiedział. Obudziło go jakieś pukanie w caliźnie. Otworzywszy oczy, ujrzał w chodniku światełko, które zbliżało się, jakby poruszane ręką. Zerwał się ostatkiem sił i podążył w stronę światełka. ' Zaledwie jednak postawił kilka kroków, światełko zgasło. Paweł posłyszał kroki a następnie głos proszący o ogień do lampki. Poznał, że to jest Skarbnik. Wystraszony, podał na kilofie krzesiwo i hubkę, prosząc Skarbnika o wyprowadzenie z kopalni. W odpowiedzi na to, skarbnik zarechotał śmiechem straszliwym i powiedział: - Uczynię zadość twej prośbie, a w dodatku wskażę ci bogate żyły srebra, lecz pod warunkiem, że dasz mi to za 3 lata od dzisiaj, czego nie miałeś, wychodząc z domu. Paweł zgodził się chętnie na tę propozycję. Skarbnik wskazał Pawłowi drogę powrotną, a przedtem jeszcze bogate żyły kruszcowe, a potem znikł w czeluściach kopalni. Paweł doszedł do erbszybu i tu zemdlał. Znaleźli go robotnicy, a przyprowadziwszy do przytomności, wyciągnęli na wierzch i oznajmiając że przed kilku dniami żona powiła mu synka. Gdy Paweł usłyszał tę nowinę, przypomniał sobie żądanie Skarbnika i swoje przyrzeczenie. Przeraził się straszliwie,' a1e o swojej przygodzie i przyrzeczeniu nikomu nie mówił. Tak minął rok. Po krótkiej chorobie zmarła Pawłowi żona. Umierając poleciła synka opiece św. Jana. Paweł korzystając ze wskazówek Skarbnika, odkrywał żyłę po żyle, i parł w pracy pod kościółek. Podkopy górnicze tak zaszkodziły kościółkowi, że mury jego zaczęły się rysować i pękać. Nie pomogły perswazje i prośby gwarków oraz mieszczan, aby oszczędzał kościółek. Paweł robił swoje i kpił z wszelkich przestróg. Aż tu pewnego jesiennego wieczoru jakiś głos upomniał się o spełnienie przyrzeczenia, danego przez Pawła przed trzema laty. Równocześnie spostrzegł Paweł w oknie twarz Skarbnika. Przerażony Paweł przypomniał sobie, że żona jego poleciła dziecię opiece św. Jana. Wiedząc, że synek jego był właśnie tym, czego nie miał w domu, gdy wyszedł na robotę i zabłądził w kopalni, postanowił ratować dziecię za pośrednictwem św. Jana. Przyszedłszy cokolwiek do przytomności, powiedział Skarbnikowi, że jeszcze nie czas, bo do trzech lat brakuje kilka godzin. Skarbnik zniknął. Paweł chwycił śpiące dziecię, owinął w koc i pobiegł z dzieckiem pod kościółek św. Jana. Gdy przybył na miejsce, spostrzegł z przerażeniem, że most zwodzony jest podniesiony, a tu już skarbnik nadchodził. Nie namyślając się wiele, przerzucił dziecko przez fosę z okrzykiem: - Święty Janie! Ratuj mojego synka! Na drugi dzień robotnicy idący do pracy usłyszeli płacz pod drzwiami kościołka. Poznali Marcinka, syna Pawłowego, zaś na dnie głębokiej fosy znaleźli nieżywego już Pawła. W niedługi czas runął kościółek podkopany przez Pawła. Marcinka sierotę wziął na wychowanie ówczesny pleban olkuski Melchior Porębski. Po ukończeniu szkół, został księdzem a potem profesorem Akademii Krakowskiej pod nazwiskiem Marcin z Olkusza (kroniki zwą go Młodszym).
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 21:54, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Legenda o olkuskich kopalniach
” Srebrne Miasto ” Olkusz to przede wszystkim kopalnie , z którymi wiąże się wiele legend i opowieści. Jedna z nich mówi o czarnoksiężniku Twardowskim , który dawno, dawno temu zażyczył sobie , żeby usługujący mu diabeł zebrał wszystkie bogactwa ziemi i złożył je w okolicy Olkusza. Moce piekielne z zadaniem tym rychło się uporały , przysypując piaskiem owe skarby. Okoliczni mieszkańcy dowiedzieli się jednak o majątku pod ziemią ukrytym i wkrótce zaczęli wydobywać cenne złoża rud , bogate w srebro. Czyniąc to coraz głębiej drążyli swoje sztolnie. Diabelska rodzina z niepokojem na to patrzyła , bo uderzenia kilofem w skały było słychać już tuż, tuż … Groziło to naruszeniem ścian podziemnego Królestwa Piekielnego . Gdyby do tego doszło , wszystkie dusze grzeszników , pokutujące w ogniach piekielnych , wydostałyby się poza Bramę Piekieł. Kiedy nie udało się zasypać piachem kopalni , diabły na swoim walnym zgromadzeniu ustaliły , że zaleją je wodą. W tym celu do podziemnych korytarzy skierowały wody przepływającej w pobliżu rzeczki Baby. Woda zalała szyby , uniemożliwiając dalszą eksploatację kopalni. Według legendy słynne powiedzenie „Gdzie Diabeł nie może , tam Babę poślę” , dotyczy właśnie olkuskiej rzeki Baby. Według innej tradycji twierdzono , że ogromny dopływ wód do kopalni był sprawką diabła Rokity , który wskazawszy znanemu czarnoksiężnikowi Twardowskiemu srebro , splunął w tym miejscu. Wypłynęła wtedy stamtąd wielka woda , zwana „diablą śliną” , która zalała kopalnie. Tym razem diabły wygrały , bo kopalnie zostały zamknięte … , ale nie na długo . Nadszedł bowiem czas , gdy wynaleziono sprzęt , który był w stanie wypompować wodę z kopalnianych chodników. I znów zaczęto drążyć kolejne korytarze , a legenda nic już nie mówi o tym , co na to diabły …?.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 21:55, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Legenda o Białej Karczmie ( Olkusz)
Przed wiekami przy trakcie wiodącym ze Śląska przez Olkusz do Krakowa stała karczma , często odwiedzana przez podróżnych. Pewnego razu , przed Świętami Wielkanocnymi , do gospody zawitał bogaty kupiec , który pochwalił się swoim majątkiem. Karczmarz widząc te skarby , zapragnął ich tak bardzo , że zabił kupca i w tajemnicy przed żoną pogrzebał w pobliskim lesie Od tego czasu zaczęło mu się dobrze wieść , ale nie był w pełni szczęśliwy , bowiem nie mógł się dochować potomka . Kiedy kolejne dziecko umarło , karczmarz upewnił się w przekonaniu , iż to z powodu zbrodni , jakiej się dopuścił przed laty. Postanowił wyspowiadać się przed miejscowym proboszczem i odpokutować za swoje winy. Po pewnym czasie los jakby się do niego uśmiechnął , bowiem jego żona powiła wreszcie zdrowego syna. Karczmarz odetchnął z ulgą , czując się oczyszczony z winy i niezmiernie szczęśliwy. I tak mijały lata , aż do chwili , gdy jego dorosły syn zechciał się ożenić ze swą wybranką. W noc poprzedzającą ślub syna , karczmarz miał dziwny sen , w którym znalazł się nagle przy zapomnianej mogile w lesie i wtedy posłyszał głos , szepczący mu do ucha , że nadszedł czas zapłaty. Przerażony karczmarz obudził się zlany potem , ale był już ranek i trzeba było przygotowywać wszystko do uroczystości weselnej. W momencie kiedy Pan Młody miał już wyjeżdżać po swoją narzeczoną , wydarzyło się coś niewytłumaczalnego. Biała Karczma nagle zapadła się pod ziemię , grzebiąc wszystkich jej mieszkańców. Powstały po niej dół wypełnił się wnet mętną wodą .Od tej pory okoliczni mieszkańcy unikali tego miejsca , gdzie jak mówiono „złe straszyło” .Niektórzy z okolicznych mieszkańców podobno twierdzili , że jeśli znalazłby się ktoś na tyle odważny , by w czas Wielkiego Postu przyjść w to nawiedzone miejsce , to usłyszy on dobiegającą z dna jeziorka muzykę weselną. Niestety legenda nic nie wspomina o tym , czy znalazł się ktoś taki…Grecki dramatopisarz , Ajschylos , powiedział „Ranę zadałeś , ranę otrzymasz „, a poetka starożytnej Grecji Safona w tej samej kwestii mówiła „Jaka wina , taka kara”. Jak więc widzimy nie ma winy bez kary , a więc strzeżcie się …
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 21:56, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Legenda o patronie Olkusza i klątwie Św. Jana Kantego
Dawno , dawno temu w okolice dzisiejszego Olkusza przywędrował Św. Jakub . Wielce strudzony i głodny zatrzymał się w małej wiosce wśród olszyn. Pielgrzyma ze świata przyjęto bardzo serdecznie , nakarmiono i zaproszono na dłuższą gościnę. Św. Jakub pomagając mieszkańcom wioski w ich codziennych obowiązkach , opowiadał o swoim pielgrzymowaniu po świecie. Wszyscy bardzo przywiązali się do tego pobożnego staruszka , a więc by go zatrzymać u siebie , wybudowali kościół . Św. Jakub objął go swoim patronatem , tak jak i wioskę , którą nazwał Olsztynem. Z biegiem czasu wioska rozrosła się i została miastem z wizerunkiem Św. Jakuba w swoim herbie. W czasach , gdy Olkusz był już prężnym ośrodkiem wydobycia srebra i rud ołowiu , proboszczem miejscowej parafii był Św. Jan Kanty. Mieszkańcy miasta się bogacili i zapominali o przykazaniach bożych. Smuciło to bardzo duchownego , ale na nic zdały się się prośby i groźby. Wtedy to proboszcz ogłosił z ambony , że rzuca klątwę na olkuskie kopalnie , które są według niego , źródłem wszelkiego zła. Nie wiadomo czy klątwa Św. Jana Kantego to spowodowała , czy też jakieś inne zrządzenie , ale w niedługim czasie złoża miejscowych kopalni nagle się wyczerpały , a sztolnie coraz obficiej zalewane były wodami miejscowej rzeki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 21:56, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Legenda o Skarbniku z kopalni w „Srebrnym Mieście”
Olkusz to jedno z najstarszych miast górniczych w Polsce , a eksploatacja złóż srebra rozwinęła się tu już w średniowieczu. Legenda głosi , że w okresie największej prosperity miasta , Olkuszanie należeli do tak bogatych ludzi , że ich dzieci sypiały w srebrnych kołyskach, a konie miały srebrne podkowy . Podziemny świat górników pełen był zjaw i demonów , a największym z nich był Skarbnik – starzec z długą , siwą brodą i święcącymi w ciemnościach oczami. Tradycja górnicza mówi , że miał być nim górnik , który tak umiłował kopalnie , iż leżąc na łożu śmierci , uprosił Boga o zezwolenie na przebywanie po wsze czasy na dole , wśród skarbów ziemi. Skarbnik pełnił swego rodzaju funkcję sędziego pracy górniczej , karał i nagradzał. Górnicy obawiali się Skarbnika , a niektórzy nawet wierzyli , że już samo wymienienie jego imienia przynosi nieszczęście. Zjawiał się najczęściej wtedy , gdy popełniono na dole jakiś czyn niedozwolony , ale i też przestrzegał górniczą brać przed zbliżającym się nieszczęściem . Często pomagał w pracy, nie przyjmując pieniędzy lub wskazywał uczciwym , dobrym gwarkom miejsca , gdzie mogą odkryć pokłady bogatej w srebro rudy. Historia ta zdarzyła się w czasach, gdy w podziemnych chodnikach kopalni, oprócz górników pracowały konie , ciągnące wózki z urobkiem , a mroki sztolni rozświetlały tylko oliwne lampki . Górnicy po każdej szychcie otrzymywali pieniądze za to , co udało się im wydobyć danego dnia. W jednej z takich kopalni zatrudnił się młody chłopiec z biednej rodziny. Mimo , iż bardzo się starał , to jednak nie udawało mu się dokopać do jakiejś większej żyły cennego kruszcu. Jego głodowa pensja nie wystarczała na pomoc matce wielodzietnej rodziny i spędzała sen z oczu załamanego gwarka. Pewnego razu , kiedy już całkiem pozbawiony nadziei załkał żałośnie , objawił mu się siwy starzec. Nieznajomy przyrzekł mu pomoc , w zamian za uczciwe dzielenie się zarobionymi pieniędzmi. Chłopiec z radością przystał na tę propozycję , a siwemu starcowi praca paliła się w rękach , niczym jakiemuś dwudziestolatkowi. Ich wspólny urobek był tak wielki , że zaczął budzić zdziwienie jego kolegów po fachu . Szczęśliwy chłopiec każdego wieczoru uczciwie dzielił się ze swym nowym kompanem zarobionymi pieniędzmi i nie wiedzieć kiedy minął tak tydzień ich wspólnej pracy. Wtedy to ów dziwny starzec rzekł , że nadszedł czas, by powędrować dalej . Za niezwykłą uczciwość oddał zasmuconemu gwarkowi wszystkie swoje pieniądze ze słowami , aby ten w życiu był zawsze taki uczciwy i prawy jak teraz , a szczęście nigdy go wtedy nie opuści. Po tych słowach starzec nagle zniknął w mrokach podziemi , a młody górnik zrozumiał , że to był ten legendarny skarbnik kopalni , o którym często opowiadali starsi górnicy. Jak widzicie jest to legenda z morałem , bowiem już Cyceron powiedział ” Krótki okres życia jest dostatecznie długi na to , aby żyć dobrze i uczciwie „.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 21:57, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
LEGENDA O PUSTYNI BŁĘDOWSKIEJ
Bardzo dawno temu, w okresie powstawania kopalń srebra w pobliżu Olkusza, okolicą tą zainteresowali się diabły. Aby dopiec ludziom, wysłali jednego z czartów nad morze po piasek, którym miał zasypać wszystkie sztolnie. Diabeł nabrał do wora tyle piasku, że leciał bardzo nisko i nie zauważył wysokiej wieży pobliskiego kościoła. Worek się rozdarł, a zawarty w nim piasek wysypał się na okoliczne pola. Było go tak dużo, że powstała pustynia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 21:58, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Legenda o Pustyni Błędowskiej i mistrzu Twardowskim
Jedno z podań mówi ,że Pustynia Błędowska powstała za sprawą miejscowego diabła , który swą podziemną siedzibę miał w okolicach Olkusza. Z uwagi na odkryte tam bogate złoża srebra , zaczęły powstawać kolejne kopalnie , które zakłócały spokój czarta. Rozgniewany bies postanowił je zasypać . W tym celu nad Morzem Bałtyckim nabrał piasku w olbrzymi wór i poleciał w kierunku Olkusza. Kiedy był już blisko celu , nieopacznie zahaczył workiem o wysoką wieżę w Błędowie. Cały piach rozsypał się po okolicznych polach i tak oto powstała unikatowa pustynia w środku Europy , nazwana Pustynią Błędowską , a kopalnie srebra w Olkuszu ocalały . Z Pustynią Błędowską wiąże się też inna legenda o sławnym Janie Twardowskim. Ten czarnoksiężnik podpisał własną krwią cyrograf z diabłem , w zamian za przekazanie mu magicznych zdolności , które uczyniły z niego największego czarnoksiężnika kraju. Latał on po całej Polsce na swym wielkim kogucie i pomagał ludziom , lecząc ich, zdejmując złe czary , czy odmładzając. Podobno Twardowski pracował również nad wynalezieniem kamienia filozoficznego , który umożliwiałby przemianę dowolnego metalu w złoto , jak i jego dziełem miało być usypanie sławnej Pustyni Błędowskiej. Sława tego wielkiego maga rosła , bowiem swoje nabyte zdolności używał zazwyczaj do dobrych czarów , co niestety nie podobało się czartowskim mocom. Diabeł nie mógł się już doczekać, kiedy Twardowski znajdzie się w Rzymie , bo tylko tam mógłby zabrać jego duszę do piekła. Widząc , że ten nigdzie się nie wybiera , obmyślił podstęp. Pewnego razu sprytny bies zaprosił Twardowskiego do karczmy na obiad , który miał być zakrapiany trunkami, tak lubianymi przez naszego czarnoksiężnika. Kiedy tam weszli , okazało się , że karczma ta nazywa się „Rzym”. Zaskoczonego Twardowskiego diabeł porwał wysoko nad ziemię , a ten przerażony perspektywą rychłych ogni piekielnych , zaczął się modlić. Rozkojarzony czart upuścił go a mag spadł na księżyc , gdzie , jak mówi legenda, dotąd przebywa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 22:01, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Rabsztyn, małopolskie
I Zaklęci rycerze
Jak głoszą legendy ruiny zamku są niczym szczyt góry lodowej, bo pod nimi, głęboko pod ziemią znajduje się drugi zamek - zaklęty. W jego komnatach śpią skamieniali: chłopiec z pierścieniem z brylantów na palcu, dziewczynka z naszyjnikiem pereł na szyi natomiast w sąsiednich salach snem zaklętych śpią szeregi żelaznych rycerzy. Ponoć raz do roku, a ma to miejsce w Niedzielę Palmową, kiedy z miejscowego kościoła wychodzi procesja, pierścień, który ma na palcu chłopiec obraca się. Wtedy rycerze budzą się ze swego snu i ucztują do nocy w zamkowych komnatach. Gdy wybija północ na powrót zapadają w kamienny sen. Tak powtarza się co roku, dopóki pierścień skamieniałego chłopca nie zsunie mu się z palca. Gdy to nastąpi rycerze zostaną uwolnieni z zaklęcia. Przebudzeni staną pod wodzą chłopca do boju z wrogami Polski. Pomogą im również przebudzone inne zaklęte wojska. Po zwycięstwie dziewczynka z perłami ofiaruje każdemu rycerzowi jedna perłę na pamiątkę wybawienia Ojczyzny. Sądząc po zakończeniu legendy, musiała ona powstać w czasach, gdy Polska była pod zaborami. Kim jest chłopiec i cóż to za dziewczę z naszyjnikiem z pereł i cóż za rycerze spoczywają w zaklętym zamku, tego legenda nie precyzuje.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 22:02, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
I Zaklęci rycerze z rabsztyńskiego zamku
Gminna wieść niesie, że pod ruinami zamku w Rabsztynie, głęboko pod ziemią, jest drugi, piękny zamek. W jednej z głównych komnat znajduje się dwoje skamieniałych dzieci: chłopczyk i dziewczynka. Chłopczyk ma na palcu pierścień wysadzany brylantami, a dziewczynka zawieszony na szyi sznur pereł. W sąsiednich salach snem zaklętych śpią szeregi żelaznych rycerzy. Raz w roku budzą się z tego snu. Ma to miejsce w Niedzielę Palmową, gdy procesja wychodzi z najbliższego kościoła. Wówczas pierścień na palcu chłopca nieco się obraca. Otwierają się odrzwia sali zamkowych, zaklęci rycerze budzą się, odzyskują mowę i zasiadają do stołów uginających się od najwspanialszych potraw. Uczta trwa do północy Po Niedzieli Palmowej znowu wszystko kamienieje. Tak powtarza się co roku, dopóki pierścień skamieniałego chłopca nie zsunie mu się z palca. Gdy to nastąpi rycerze zostaną nie zostaną uwolnieni z zaklęcia. Przebudzeni staną pod wodzą chłopca do boju z wrogami Polski. Pomogą im również przebudzone inne zaklęte wojska. Po zwycięstwie dziewczynka z perłami ofiaruje każdemu rycerzowi jedną perłę na pamiątkę wybawienia ojczyzny.
I Rabsztyńskie podziemia
Według legend pod Zamkiem Rabsztyn ciągną się podziemne korytarze. Według jednych prowadzić miały na Januszkową Górę, według innych tajemne przejścia łączyć miały zamek z grodem gwarków Olkusz, Srebrnym Miastem nazywanym. Z tymi też przejściami historią związana jest pewna świnia, co uciekłszy przed losem na starosty rabsztyńskiego stole przemierzyła mroczne korytarze i pojawiła się ku zaskoczeniu mieszkańców na olkuskim rynku.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mirogniewa
Kandydat /ka
Dołączył: 23 Sie 2015
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 22:03, 14 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
II Podziemne korytarze
Według legendy zamek był połączony podziemnym przejściem z pobliską Januszkową Górą a wg innej z kościołem w Olkuszu. Druga z nich, mówiąca o podziemnym korytarzu mającym prowadzić z zamczyska aż do kościoła w Olkuszu, zwabiła tu poszukiwaczy skarbów, którzy w połowie XIX wieku wysadzili w powietrze potężną cylindryczną wieżę, która znajdowała się w zachodniej części zamku. Co ciekawe, amatorów znalezisk zamek kusi i w czasach współczesnych. W połowie lat 90-tych XX wieku konserwator zabytków podczas rutynowej kontroli ruin, natrafił na świeży otwór wykopany w ziemi na dolnym zamku. Wykopalisko kończyło się na sklepieniu podziemnej komnaty, do której nie udało się na szczęście dotrzeć amatorowi skarbów. Archeolodzy natychmiast zabezpieczyli otwór i sami zaczęli wykopaliska, odnajdując po pewnym czasie komnatę a w niej fragmenty posadzki i ceramiczne kafle z XVII wieku.
I Rój pszczół
Kolejna legenda mówi że z okolicznych wsi uciekł niegdyś rój pszczół. Mieszkańcy wsi ruszyli za nimi i dotarli do resztek rabsztyńskiego zamku. Pszczoły obsiadły wierzchołek wzgórza, jednak nikt nie mógł się tam dostać ponieważ dostępu bronił czarodziejski kozioł z wielką brodą.
II Rój pszczół
Razu pewnego z jednej z okolicznych wsi uciekł rój pszczół. Jako iż stworzenia owe dobrotliwe dla człowieka dzieląc się z nim swymi dobrami, toteż mieszkańcy ruszyli za nimi, co by ich nie stracić. Rój obsiadł najwyższe rabsztyńskie skały, a ludzie dostać się do nich nie mogli gdyż na drodze stał czarodziejski kozioł z wielką brodą broniąc do nich dostępu.
I Sobótka
Jak powiadają stare bajania wśród lasów wokół zamku Rabsztyn mieszkała piękna dziewica imieniem Sobótka. Razu pewnego podczas jej godów weselnych, napadła na nich zgraja zbójów. Dzielna dziewczyna, jako pierwsza miecza dobyła ruszając naprzeciw bestialskiej hordzie i rozprawiła się z nimi. Na cześć jej imienia, co roku w wigilie św. Jana rozpala się ogniska zwane sobótkami.
II Sobótka
Legendy mówią również, że wśród okolicznych skał mieszkała piękna dziewica imieniem Sobótka. Pewnego dnia, gdy w lesie odbywał się jej ślub z Sieciechem, napadła na nich zgraja zbójców. Dzielna dziewczyna dobyła miecza i rozprawiła się z nimi. Dla uczczenia bohaterstwa Sobótki co roku w dzień św. Jana rozpala się ogniska zwane sobótkami.
Legenda o Hanuszowej Kamienicy (pod św. Florianem)
Dawnymi to było czasy, był przecie 1363 rok, w którym miłościwie panujący król Kazimierz Wielki, godny swego imienia zjazd w Krakowie urządzić nakazał. Zdążały więc do Krakowa na ów zjazd poselstwa znakomite, a bogate. Podążał do Krakowa i sam cesarz Karol IV, aby swoją personą zjazd najznamienitszych uświetnić. Orszak cesarza Karola już w Olkuszu był witany przez starostów krakowskich, w których to asyście cesarz do Krakowa miał podążać. W Olkuszu goście mieli zabawić noc jedną, bo konie zdrożone były, a i ludzie chwili wypoczynku chcieli zażyć.
Na głównym olkuskim placu zebrała się gawiedź, coby na orszak popatrzeć i samego cesarza ujrzeć. A było tego patrzenia, oj było! Orszak cały, aż pstrzył się rozmaitością strojów, bogactwem żupanów, wspaniałością końskich rzędów. Na cały ten zgiełki nie mogła się napatrzyć i swych ślicznych oczek nacieszyć pewna młoda dzieweczka. Oczka miała turkusowe, złote kędziorki okalały kształtną główkę, a cała wydawała się ustrugana niczym kukiełka. Była to Dorotka, córka rajcy olkuskiego Mikołaja Albranda, cieszącego się powszechnie wielką estymą. Dorotka wielce miłowała swego ojca, miłowała również Janka – pomocnika złotnika olkuskiego Macieja. Albrand był nieprzychylny wobec tych amorów, chciał bowiem, aby jego córka żoną jakiegoś szlachcica albo innego zasobnego człeka została. Mariażu Dorotki z Janem Albrand nie chciał pobłogosławić.
Spozierającą przez okno kamienicy ślicznotkę, dostrzegł jedne z przybyszów imć Ruprecht von Herrenberg, stanu rycerskiego. „Nie dziewka, jeno marcypan” – pomyślał Ruprecht i tak się w niej rozkochał od pierwszego wejrzenia, że postanowił w drodze powrotnej dowiedzieć się co to za waćpanna. Tako teżz się stało. Po kilku niedzielach, kiedy uroczystości dobiegły końca, Ruprecht do Olkusza przybył, o pannę się dopytał i Mikołaja Albranda o gościnę poprosił.
Albrand był rad wielce, że tak znamienity jegomość chce u niego przenocować. Z wielkim podziwem spozierał na jego bogaty strój i srogie oblicze, które według Albranda wskazywało na wysokie pochodzenie. Tym bardziej jeszcze był kontent, że Ruprecht poprosił go o rękę Dorotki. Wszak o takim człeku zawsze marzył jako o przyszłym zięciu! Przystał więc na to bez wahania. Wiadomość ta wielce zasmuciła Dorotkę. Nie podobał jej się ten zalotnik. Tym bardziej nie chciała go za męża, bo serce oddała ukochanemu Jankowi. Zapłakana zbiegła do piwnicy i usiadła w kąciku pogrążona w rozpaczy. Wtem, jej oczom ukazał się przecudny widok: niezwykłej urody Pani, otulona srebrzystą poświatą, uśmiechała się do niej i lekko skinęła dłonią. „Czyżby to była ta Srebrzysta Pani, o której tyle w mieście powiadano?” – pomyślała Dorotka.
A powiadali, że pewien czas temu, przybył do Olkusza pewien młodzieniec i wielce się rozkochał w jednej z olkuskich panien, pięknej i zamożnej córce mieszczanina. Mimo, że był ubogi, postanowił pojąć ją za żonę. Obawiał się jednak, czy dziewczyna zechce przyjąć jego oświadczyny. Mimo to, gdy razu pewnego spotkał ją przechadzającą się w pobliżu Rabsztyńskiego Zamku, padł jej do nóg, wyznając swe gorące uczucia. Panna jednak, ani na niego nie spojrzała i rzekła mu, że nie wyjdzie za takiego, co to nawet grudki srebra nie ma przy duszy. Rozżalony młodzieniec odszedł, wkrótce jednak jako gwarek, odkrył sztolnię nową i zasobnym człekiem się stał. Wysłał tedy swej wybrance kosz pełen srebrnych cacek, ale nie chciał już, by jego żoną została. „Skoro serce masz z kamienia, tak, że człowieka pokochać nie potrafisz, może błyskotki moje pokochasz” – kazał jej rzec. Panna zrozumiała, co straciła. Mówiono, że często zachodziła strojna w srebrne ozdoby pod Zamek Rabsztyński siadywała na kamieniu, przy którym spotkała młodziana. Inni mówili, że niedługo po tym zmarła, inni jeszcze, że zmieniła się w kamień srebrzysty. Ludziska wszakże zgodne były w tym, że co czas jakiś, pokazywała się zakochanym i pomagała im w ich sercowych strapieniach.
Dorotka, pomna na to wszystko, zaufała nieznajomej. Wstała i poczęła się do niej zbliżać, gdy wtem ściana bezszelestnie rozsunęła się przed nią i oczom Dorotki ukazał się kamienny tunel, tonący w mroku. Srebrna Pani powiodła Dorotkę tym tunelem. Długo szły w milczeniu, aż nagle ukazało się tajemne wyjście, w pobliżu Zamku w Rabsztynie. Tam już na Dorotkę oczekiwał jej ukochany Janek. Młodzi padli sobie w objęcia, a kiedy po powitaniu chcieli wyrazić wdzięczność swojej dobrodziejce, nikogo już przy nich nie było, tylko nieopodal wielki głaz srebrzył się w słońcu.
Obawiając się pościgu Albranda i Ruprechta postanowili się ukryć. Bynajmniej Ruprecht nie ścigał kochanków. Prędko stracił swój afekt do Dorotki i odjechał do Herrenbergu. Mikołaj Albrand zaś wielce ubolewał nad stratą umiłowanej córuchny i był gotów pobłogosławić jej mariaż z Jankiem, byle tylko do niego wróciła. I tak się stało. Dorota z Janem, który wielkim mistrzem w złotniczym rzemiośle się okazał, doczekali się potomka Hanusza. Hanasz, jak i jego ojciec, wielki dar posiadał. Wykonywał w srebrze naczynia, misterne ozdoby, łańcuchy i monstrancje przecudne. Razu pewnego sam król Władysław Jagiełło wszystkie te cuda zobaczył i tak się nimi zachwycił, że młody Hanusz jego nadwornym złotnikiem został.
A potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|